W Ifrane podoboły się jej wierzby płaczące, które, jak mówiła, tak bardzo przypominają jej Polskę.
Podobała się też mamie egzotyka, meczety, zabudowania, które nie przypominały architektury naszych miast.
Ogromny zachwyt mamy wzbudzały kaktusy.
Podobały się jej miejsca, gdzie roślinność była uboga, a krajobraz przypominał o tym, że w końcu Maroko to też kraj, gdzie jest pustynia, albo krajobraz przynajmniej półpustynny. Mama żartowała wtedy, że musi pokazać w końcu, że była w Afryce.
Widząc pomarańcze rosnące na drzewie, przy jednej z ulic, nie mogła się nadziwić, że nikt ich nie zrywa. Myślę, że taka myśl pojawiła się u wielu turystów, którzy widzieli drzewa pomarańczowe na ulicy. To były jednak dzikie pomarańcze, gorzkie w smaku i niejadalne. Wyglądające za to pięknie.
Oczywiście w końcu trafiła do prawdziwego sadu z drzewami pomarańczowymi.
Drzewo bananowe z pięknym kwiatem bananowca i zielonymi już bananami to dopiero była dla mamy atrakcja, niestety musiałam ją rozczarować, mówiąc , że te banany nigdy nie dojrzeją, bo w Maroku jest za zimno, banany rosną i owocują w Maroku, ale tylko pod folią.
Inne zdjęcia :
Wpis 26 do blogu "Podróż do Maroka" pod tytułem : Mama w Maroku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz