środa, 20 maja 2015

Już w Maroku - Dzień trzeci

Dziś wstałyśmy wcześnie.


 Śniadanie w hotelu, Tyle różnych rzeczy, że mamy problem co wybrać do zjedzenia. Ja, między innymi zjadłam rhajf z amlu. Rhajf to trochę przypomina polski omlet, ale jest o wiele od niego smaczniejszy, a amlu to pasta z migdałów i olejku arganowego. 
O 8.00 z Rabiją i jej mężem wyjechaliśmy do Marrakeszu. W Agadirze nadal było chłodno i mglisto. Pojechaliśmy autostradą, co za wspaniałe uczucie, jadę prawdziwą autostradą. Ruch z rana niewielki, opłata za 200 km, 80 dirhamów, około 35 złotych na nasze pieniądze. Obowiazuje tu na autostradach ograniczenie do 120 km/h, może i dobrze, nikt tu nie << fruwa>>.





Góry Atlas towarzyszą nam cały czas podczas tej podróży, są przepiękne i wysokie., wokół drzewa arganowe, niestety nie było na nich kóz, co tak często widzi się na pocztówkach z Maroka. Widoki cudowne, chmury i mgła zniknęly i zaczęło przygrzewać słoneczko. Ale tylko mnie i Sofię tak ono cieszyło, Ali z Rabiją narzekali, że będzie gorąco. 




W Marrakeszu po wyjściu z klimatyzowanego samochodu przeżyliśmy szok. Było jak w piekarniku. Co za radość i przyjemność, wreszcie poczułam prawdziwe ciepło. Sofia była również zachwycona, mówiła , że w końcu się wygrzeje. Tylko Rabija nie była zachwycona temperaturą , tak jak my. Spacerowaliśmy trochę po ulicach, niestety przy temperaturze 40 stopni w cieniu ,nie dało się jednak długo chodzić, więc weszliśmy do souk, słynnego bazaru w Marrakeszu. 







Zadaszenie chroniło przed słońcem , było jednak parno. Znowu ten wspaniały gwar, sprzedawcy zachęcający do kupna właśnie u nich. Rozmawiałam z nimi po marokańsku, dzięki temu udało mi się kupić fajną sukienkę za niewysoką cenę.
Na placu Żema el- Fna, słynni poskramiacze węży. Oczywiście dostaję jednego z nich na szyję, a obok syczy prawdziwa kobra, zaklinacz zapewnia, że jadowita. Super wrażenie, początkowo kucam niepewnie, ale po chwili, uśmiecham się już do zdjęcia, a robi je moim aparatem, jeden z poskramiaczy. Inni pilnują, aby kobry, było ich przez moment dwie, nie zbliżyły się do mne. Co za radość trzymałam na szyji prawdziwego węża. ...


Dodaj napis






 Marrakesz to miasto, które zachwyciło nas również swoimi urokliwymi, wysokimi palmami.







Po południu spotkanie z rodziną. To bratanek męża z żoną i dwójką rozkosznych dzieci, 4 letnim Ahmedem i 2 letnią Malak.




 Widzę dzieci oczywiście po raz pierwszy, one mnie też, ale wyciągają do mnie swoje śliczne rączki i mocno mnie obejmują, Sofię też. Moja córka jest zachwycona. To okazywanie w Maroku uczuć przez dzieci i dorosłych, robi na niej niezwykłe wrażenie. Jasyr , bratanek męża jest dyrektorem generalnym, Instytutu Medycyny w Marrakeszu. Żona jest też inżynierem i pracuje razem ze swoim mężem. Mieszkją w pięknej , dużej willi na terenie instytutu. Wokół sad, drzewa palmowe. 













Rozmawiamy , wspominamy dawne czasy, kiedy mieszkałam w Maroku, Jasyr miał wtedy około 15 lat. Jak ten czas minął. ...
Zjadamy pyszny obiad i po nie mniej pysznym podwieczorku, z różnymi ciastkami i ciastem,



 wyruszamy w drogę powrotną do Agadiru. Przed nami 200 km. Do Agadiru wróciliśmy nocą. Jazda nocą ma też swoje uroki. Wokół pełno świateł. Ruch był już duży, nie tak jak rano. Gdzieś wysoko w górach było widać światła małych miejscowości , lub wiosek. 
Po powrocie do Agadiru, dowiaduję się od Polaków, że te dzień w Agadirze był bardzo zimny, co za rozkosz, że pojechałyśmy do Marrakeszu.
 
Wpis 35 do blogu "Podróż do Maroka" pod tytułem : Już w Maroku - Dzień trzeci