czwartek, 14 maja 2015

Już w Maroku - Dzień drugi

Dzień rozpoczęłyśmy od kolejnej wizyty w Souk .







 Nie myślałam, że zapolanowałam kupić aż tyle rzeczy. Znowu chodziłam uliczkami souk, tym razem towarzyszyła nam Nuheila i Aida, córka Aminy i Rabii . Są w wieku Sofii, więc Sofia była zadowolona i mogły ze sobą porozmawiać po angielsku, nawet im to się udawało.  






W souk znowu wszyscy zachwyceni znajomością mojego języka marokańskiego, ale niektórzy zaskoczyli mnie, bowiem znali już tropchę słów po polsku. Jeden ze sprzedawców sklepiku z różnymi przyprawami i naturalnymi kosmetykami, dał mi do potrzymania na ręku prawdziwego kameleona. 






Kupiłam też wspaniałe kamienie zapachowe, o zapachu drzewa sandałowego , piżma i lawendy. Byłam tak szczęśliwa, kiedy zobaczyłam gerreb, tradycyjnego sprzedawcę wody do picia, którą nosi w gerrba, czyli skórzanej torbie ze skóry kozy, wodę. Pamiętałam ich jeszcze z Fesu. Sofii ten pan również się podobał. Podziękowałyśmy za wodę, ale za to mamy wspaniałe zdjęcia.



Obiad u Aminy, na stole tażin, jedzenie przygotowane w odpowiednim naczyniu, czyli właśnie tażin. Było to mięso wołowe ze śliwkami i sezamem, udekorowane połówkami gotowanych jajek. Do tego mnóstwo sałatek. Mam wrażenie , że będąc  tutaj tylko jem i jem, a wszystko jest takie smaczne. ...















Po południu pojechałyśmy na plażę, planowałyśmy się opalać. Z nami pojechała Nuhejla, polubiły się z Sofią.  Niestety nasze plany zweryfikowała pogoda, bardzo mnie zresztą zaskakując. Teraz już wiedziałam dobrze, dlaczego Nuhejla powtarzała w kółko, my mamy w Agadirze cztery pory roku w ciągu jednego dnia. Z  rana było piękne słońce, ale trochę chmur, około południa bezchmurne niebo, a w momencie kiedy znalazłyśmy się na plaży, nadciągnęły chmury i zrobiło się zimno, zaczął jeszcze dmuchać wiatr od oceanu . O opalaniu nie było nawet mowy. Leżałam tylko na leżaku i patrzyłam na piękny wzburzony ocean. Powietrze było bardzo wilgotne i docierał do mnie taki swoisty zapach oceanu. 





Dziewczyny poszły pochodzić po wodzie, mówiły , że woda była ciepła, Robiło się jednak coraz chłodniej, więc poszłyśmy na spacer wzdłuż plaży w stronę Mariny,  portu jachtowego.










 Wokół było mnóstwo sklepów, również firmowych, jak Puma, Zara itp. Mi jednak najbardziej podobały się kawiarnie, których tutaj było mnóstwo. Przyjechała do nas Amina i usiadłyśmy w takiej kawiarni. Potem dojechała jeszcze Rabija. Sofia zamówiła swoje pierwsze lody w tym roku, ja również.





 Potem pochodziłyśmy trochę po sklepach. Sofii podobała się firmowa torebka Pumy, była rzeczywiście ładna , inna niż u nas, niby firma ta sama, ale kolekcje inne. Amina od razu kupiła dla Sofii torebkę, a moje dziecko było bardzo szczęśliwe. 
Niestety robiło się coraz zimniej i w końcu nie dało się już chodzić, tym bardziej , że nie ubrałyśmy się za ciepło. Wsiadłyśmy więc do samochodu, tym razem Aminy i wróciłyśmy do hotelu. A ja znowu oczy otwierałam ze zdumienia, kiedy patrzyłam , jak tym razem Amina prowadzi swoje nowe BMW. 


Tylko ten Agadir, zmarzłam jak w Polsce.Dobrze , że jeszcze deszcz nie padał. Na szczęście jutro jedziemy do Marrakeszu i wygrzejemy się , bo tam będzie.... 40 stopni ciepła !

Wpis 34 do blogu "Podróż do Maroka" pod tytułem : Już w Maroku - Dzień drugi
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz